Kontrowersyjna ustawa o policji, przez wielu zwana też ustawą inwigilacyjną, wzbudza ogromne emocje i rodzi wiele pytań. Możliwość pobierania przez służby specjalne danych telekomunikacyjnych, internetowych i pocztowych nie podoba się wielu osobom, które twierdzą, że przyjęta ustawa to zamach na zagwarantowane przez Konstytucję prawo do prywatności. Czy rzeczywiście jest się czego bać?
Senat przyjął ustawę o policji bez poprawek 29 stycznia, a prezydent Andrzej Duda podpisał ją 3 lutego. Mimo że wiele mówiono o jej wadach, to za było 56 z 87 uprawnionych do głosowania. Przeciw było 28, natomiast 3 osoby wstrzymały się od głosu. Media nie zapomniały o tym, że ustawa została przyjęta dzień po tym, jak obchodzono Dzień Ochrony Danych Osobowych. Eksperci są zdania, że na podstawie danych telekomunikacyjnych można dowiedzieć się wiele o każdym z nas, między innymi: z kim się kontaktujemy, gdzie, kiedy i jak długo przebywamy.
Do tej pory kontrola operacyjna opierała się na podsłuchu oraz przeglądzie przesyłek i korespondencji. Sąd wyrażał zgodę na stosowanie takich środków. Po dane telekomunikacyjne służby sięgają dziś niemal nagminnie, a sądy nie zawsze to kontrolują. Z danych tych można między innymi uzyskać informacje do kogo należy dany telefon komórkowy, uzyskać wykaz połączeń lub dane o lokalizacji telefonu czy numer IP komputera. To bardzo dużo, bowiem umożliwia służbom bezproblemowy dostęp do wszelkiego rodzaju danych internetowych, które mają być dostępne za darmo i praktycznie bez żadnej kontroli.
Zgodnie z nowymi przepisami policja nie musi udowadniać przed sądem, że pozyskanie danych jest uzasadnione. Dane mają być pobierane przez stałe łączę od operatorów telekomunikacyjnych. Z obowiązku mają być wyłączone tylko mniejsze, tzw. osiedlowe firmy. Muszą one jednak zapewnić służbom warunki pobierania danych, ale tylko stosowne do posiadanej infrastruktury. Wcześniej, jeśli służby chciały zdobyć informacje o internetowej aktywności obywateli, musiały złożyć stosowne zapytanie, a operator miał prawo domagać się dodatkowych wyjaśnień.
Obecnie raz na pół roku służby będą musiały przedstawić przed sądem statystyczne sprawozdanie o pobranych informacjach.
Przeciwnicy ustawy pytali głównie o kwestie związane z tajemnicą zawodową. Niepokoił ich brak realnej kontroli pozyskiwanych danych. Ich zdaniem rozszerzenie uprawnień o dane internetowe jest niepotrzebne, gdyż wystarczyłoby – jak to miało miejsce do tej pory – sięganie po billingi. Nową ustawę wielokrotnie porównywano do ACTA, co jeszcze bardziej uwypuklało jej złe strony.
Dane internetowe będą dawały informację o rozpoczęciu oraz zakończeniu transmisji internetowej. Służby będą też wiedziały o każdorazowym korzystaniu z usług, które są świadczone drogą elektroniczną. Dla przykładu – jeżeli logujemy się na czacie, to udostępniona zostanie informacja o tym, kiedy się zalogowaliśmy i wylogowali, ale nieznana pozostanie treść prowadzonych przez nas rozmów.
Ustawę inwigilacyjną może wspomóc rozwój nowych technologii. Pojawiają się głosy, że dobrym źródłem pozyskiwania informacji mogą być dane gromadzone przez urządzenia Internetu Rzeczy. Eksperci wskazują, że obserwacja urządzeń Internetu Rzeczy będzie się odbywać na takich samych zasadach, co szpiegowanie telefonów komórkowych. W tym celu przechwytywany będzie sygnał, który transmitowany jest przez urządzenie.
Autor: Przemysław Kulawik